Kto czyta, nie błądzi.

Morfina

Morfina Obálka knihy Morfina
Szczepan Twardoch
powieść obyczajowa
Wydawnictwo Literackie
2012
książka, epub, mobi
584

Konstanty Willemann syn niemieckiego arystokraty i spolszczonej Ślązaczki jest Polakiem, bo tak ukształtowała go matka. Jest oficerem rezerwy, który wziął udział w kampanii wrześniowej. Po klęsce nie zgłasza się do władz niemieckich, co wiązałoby się najprawdopodobniej z niewolą w oflagu. Trochę z przypadku trafia do tajnej organizacji. O sobie samym mówi: "Jestem Konstanty Willemann. Jestem Konstantym Willemannem, utracjuszem, dziwkarzem i narkomanem. Widzę różne rzeczy. Słyszę różne rzeczy."

Szczepan Twardoch pisząc powieść „Morfina” twardo trzymał się realiów, w których przyszło się poruszać jego bohaterowi w końcu 1939 roku. Warszawa jest Warszawą, Budapeszt jest zdecydowanie realistyczny, nawet Grudziądz jest jak prawdziwy. Fikcyjny jest za to bohater. Konstanty Willemann. Polski oficer ułanów. Syn niemieckiego ojca i matki, która wychowała go na Polaka. Mąż i ojciec, choć niezbyt przykładny. A oprócz tego niespełniony artysta, przedwojenny bon vivant, pijak i narkoman.

Kim jestem? Chciałem powiedzieć: jestem Kostek Willemann, dżentelmen, utracjusz, dziwkarz i narkoman. Nigdy nie brakowało mi pieniędzy. Lubię zadawać się z artystami i pisarzami. Lubiłem. Lubię kobiety. Studiowałem trochę polonistykę, żeby zapomnieć, że z krwi jestem Niemcem, ale mnie polonistyka nie obchodziła, studiów nie ukończyłem, trochę rysuję, uczyłem się zaocznie u najlepszych profesorów ASP, matka płaciła, ale to też mnie niezbyt obchodzi, tak naprawdę.

W zasadzie mamy klasyczny wręcz przykład antybohatera, tyle że wydaje się on jednak mimo wszystko sympatyczny. Zagubiony w tej całej skomplikowanej geopolityce, wojnie i historii, która bez skrupułów wkroczyła w jego życie i przewróciła je do góry nogami. Zarówno jego pijaństwo, jak i morfinizm, romanse i dziwki przypominają jakąś rozpaczliwą i jednocześnie nieudolną próbę zachowania kontroli nad własnym życiem.

Dżentelmenowi wypada coś w spodniach mieć

Konstanty nie panuje nad niczym, choć nie jest typem mazgaja. Jednak splot okoliczności wtłacza go w koleiny absurdu – od kampanii wrześniowej w polskim mundurze po uczestnictwo w tajnej organizacji, w której wykonuje zadania w mundurze hitlerowskim swojego ojca. Nie chce być Polakiem, ani nie chce być Niemcem, a sytuacja zmusza go do bycia i jednym, i drugim. Chciałby być mężem i ojcem, ale żona – matka Polka przytłacza go, więc ucieka w ramiona kochanki. Powieść nawiązuje do Gombrowicza i Witkacego w kilku płaszczyznach – językowej, fabularnej i w sferze tropów kulturowych. Widać to szczególnie w postaci tajemniczych konspiratorów, których polecenia wykonuje Konstanty – Inżyniera i spotkanego w Budapeszcie łącznika Steifera. Są oni – podobnie jak i reszta patriotów i konspiratorów – postaciami karykaturalnymi i strasznymi zarazem. Podobnie jak archetypiczne role matki i ojca wpływające na życie Konstantego.

Mocną stroną powieści jest nie tylko sztafaż i okoliczności wydarzeń, ale także doskonałe dialogi. Nieco denerwująca zaś może wydawać się narracja, która chwilami nadmiernie wpada w symulowanie narkotyczno-pijackiego ciągu. Ponieważ narrator jest jednocześnie bohaterem powieści (choć czasem jest to narracja pierwszoosobowa, a chwilami w drugiej osobie, a niekiedy pojawia się też narracja żeńska), to niestety razi też dygresyjne wybieganie w przyszłość, w to co zdarzy się za lat kilka lub kilkadziesiąt. Tego bowiem bohater wiedzieć nie może, jeśli mamy go traktować poważnie.

Print Friendly, PDF & Email