Cmentarz zapomnianych książek
dramat, historia, romans, kryminał
Muza
2017
książka, epub, mobi
896
Akcja rozgrywa się znów w Barcelonie w latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia. To nadal czas reżimu generała Franco. Pojawia się nowa postać - Alicja Gris. Jest piękną, inteligentną i pozbawioną skrupułów agentką tajnych służb. Pewnego dnia otrzymuje zlecenie z najwyższych sfer władzy. Sprawa jest ściśle tajna i dotyczy tajemniczego zniknięcia ministra kultury Mauricia Vallsa. Wydaje się, że może mieć to związek z przeszłością, kiedy Valls był dyrektorem budzącego grozę więzienia Montjuic. Alicja zmierza więc do Barcelony i tam jej los splata się z losem rodziny Sempere, barcelońskich księgarzy. Bo oczywiście po raz kolejny główną rolę do odegrania ma pewna książka.
Czytanie cyklu Cmentarz zapomnianych książek przypomina nieco przejażdżkę kolejką wąskotorową, lub starym tramwajem, która wiedzie przez znane, a nawet sławne zakątki Barcelony. Wsiadamy i zwiedzamy. Tu słynna kawiarnia „Cztery koty”, w której przesiadywali Picasso i Gaudi, a my widzimy w niej Daniela z Ferminem. Kawałek dalej Cafe de l’Opera, w której właśnie spożywa śniadanie Alicja Gris z kapitanem Vargasem. Akcja powieści posuwa się powoli naprzód i wiemy, że ta wycieczka potrwa długo. „Labirynt duchów” liczy sobie blisko 900 stron.
W pewnym momencie, nie wiadomo jak to się stało i kiedy, okazuje się, że nie podróżujemy już starym skrzypiącym tramwajem. Niespodziewanie zmienił się on w pędzący do góry i na dół rollercoaster, a podróż zapiera nam dech w piersiach. Nie zdradzę Wam jednak żadnych tajemnic poza jedną. Akcja nieuchronnie prowadzi nas do tego szczęśliwego dnia, gdy stary dyktator umiera. Zaś Hiszpania dostaje swą szansę na zmianę.
Historia nie ma początku ani końca, ma tylko wiele prowadzących do niej drzwi
Nie da się jednak zapomnieć, że większość akcji rozgrywa się „w miejscu, w którym połowa kraju właśnie mordowała drugą połowę w imię jakiejś szmaty o takich czy innych barwach.” Los bohaterów w pewnym sensie został przypieczętowany. Czasem wcześniej niż się urodzili.
– To jest mój dom, na dobre i na złe. Mam go we krwi.
– To tak jak z malarią, tylko nie zawsze wychodzi to na zdrowie.
– A zna pan jakąś szczepionkę na Barcelonę?
Powieść chwilami sprawia monumentalne wrażenie jak gotycka katedra. Określenie gotycka jest nieprzypadkowe, bowiem z tradycji powieści gotyckiej autor czerpie pełnymi garściami. Z drugiej strony sensacyjna akcja i dramatyczne wydarzenia uderzają czytelnika, fragmentami narracji czystej i błyskawicznej jak seria z automatu. Ale już chwilę później znajdziemy ukłon w stronę stylu postmodernistycznego, bo autor bawi się konwencjami i wciąga nas w skomplikowaną grę znaczeń i aluzji. Bo przecież:
Opowieść to nieskończony labirynt słów, obrazów i duchów przywołanych po to, żeby wyjawić nam ukrytą prawdę o nas samych. Opowieść to w ostatecznym rozrachunku rozmowa tego, kto ją pisze, z tym, kto ją czyta, ale narrator może powiedzieć tylko tyle, na ile pozwoli mu jego warsztat, czytelnik zaś wyczytać tylko tyle, ile sam ma zapisane w duszy.