literatura obyczajowa
Znak
2017
książka, epub, mobi
480
Najnowsza powieść modnej obecnie pisarki Zadie Smith. Jest to opowieść o dwóch dziewczynkach, które uczą się tańca. Obie są Angielkami, choć mają ciemniejszą skórę i nieco afrykańskie rysy. Obie uczą się tańca, ale tylko jedna z nich - Tracey - ma talent. Druga z nich ma płaskostopie i nigdy nie zostanie tancerką, ale wkroczy do świata sztuki w inny nieco sposób. To ona jest narratorką powieści. Narracja trochę wzorowana na formie pamiętnika, a z drugiej strony nieco przypominająca strumień świadomości w ucywilizowanej nieco formie.
Zadie Smith to dziś modna autorka. Nie trzeba się specjalnie rozglądać, by znaleźć recenzje jej książek lub przeczytać, co pisarka ma do powiedzenia na ważne i nurtujące dziś społeczeństwo zagadnienia. W zasadzie nawet nie sposób dziś nie przeczytać jakiejś jej książki, aby nie być posądzonym o bycie współczesnym troglodytą. W postaci tej autorki sublimują się przecież wszystkie idee współczesności. Po pierwsze kwestia niezależności kobiet i ich pozycji w nadal męskim świecie. Problemy rasowe, bo przecież ma ciemniejszą skórę. Po trzecie wreszcie trzeci świat ze szczególnym uwzględnieniem Afryki, bo to istotny element jej twórczości. W zasadzie nie ma chyba dziedziny życia, która nie znalazła by się w zasięgu zainteresowań Zadie Smith. Jak mówi stary kiepski dowcip, strach otworzyć lodówkę.
Zaczynałem lekturę jej najnowszej powieści z wielką nadzieją, a skończyłem zdecydowanie rozczarowany. Bohaterka i narratorka powieści jest asystentką słynnej gwiazdy, i w ten sposób wkracza w wielki świat ludzi, którzy odnieśli sukces. Jej życie – niczym film – toczy się między Londynem, Nowym Jorkiem i Afryką. Sama w jakiś sposób odniosła sukces, ale wiemy, że nie o to chodziło. Poznajemy ją bowiem jako małą dziewczynkę, która uczy się tańca. Ma przyjaciółkę Tracey, z którą łączą ja marzenia i kolor skóry, ale dzieli cała reszta, od środowiska społecznego po zdolności. Ta dziwna przyjaźń kiedyś w końcu musi się skończyć i tak się dzieje. Tracey zostaje tancerką, a nasza narratorka nie. Nie ma talentu, ale ma za to płaskostopie. W książce znajdziemy sporo ciekawych spostrzeżeń dotyczących zarówno świata popkultury, jak i Londynu z początku XXI wieku. Jednak w gruncie rzeczy do końca nie wiadomo, co sama autorka uważa ze leitmotiv swej książki.
Nie bez przyczyny napisałem autorka, bo powieść „Swing time” jest w oczywisty sposób autobiograficzna. Mam wrażenie, że w zamierzeniu miał to być rodzaj spowiedzi, która wyjaśniałaby jak pomimo niezbyt białej skóry i matki pochodzącej z Jamajki, oraz pracy u podstaw w zachodniej Afryce, narratorka pozostaje filisterską przedstawicielką klasy średniej i na dodatek dobrze jej z tym.
Wszyscy wróciliśmy do starych przyzwyczajeń: nie zakręcaliśmy kranów, po kilku łykach wyrzucaliśmy do kosza plastikowe butelki z wodą, kupowaliśmy dżinsy, które kosztowały tyle, ile przez rok zarabiał nauczyciel stażysta.
Rzecz jasna nie opisuję wszystkich wątków i całej opowieści, bo nie chcę zabierać potencjalnym czytelnikom odkrywania skomplikowanej psychiki narratorki i jej dziejów. Podsumowując jednak – może jestem zbyt okrutny – żyjąc w kraju, w którym byliśmy „dziećmi gorszego boga” i w którym mieliśmy znacznie bardziej realne problemy, rozterki moralne autorki wydają mi się wycinankami z kolorowego papieru.