esej literaturoznawczy
Czytelnik
1991
książka
360
Pod tym efektownym tytułem (żmut to "bezładnie poplątane włosy, sznurki, tasiemki", a przenośnie w ogóle coś, co jest beznadziejnie zbite, skłębione i splątane) ukrywa się pasjonująca opowieść o młodzieńczych miłościach Adama Mickiewicza... - napisano na ostatniej stronie okładki tego wydania.
Nie ukrywam, że Rymkiewicza nie lubię. Kojarzył mi się z najbardziej paskudną zaściankową wersją polskiej prawicowości. A w szczególności z ponurą, napuszoną i pompatyczną elegią napisaną po śmierci Lecha Kaczyńskiego. Zatem książkę przeczytałem w wyniku sugestii kolegi zawodowo zajmującego się literaturą. Starałem się też, by moja niechęć do autora nie wpłynęła na ocenę książki. Zacznę od wyjaśnienia tytułu. Żmut to mniej więcej to samo co kołtun. Coś poplątanego i skłębionego beznadziejnie, i bezładnie. W tym wypadku jest to symbol naszej wiedzy o życiu narodowego wieszcza.
Żmut nie ma końca i początku. Moja opowieść może więc zacząć się w jakiejkolwiek chwili. Wystarczy pociągnąć jedną z poplątanych nitek.
Rymkiewicz snuje opowieść o młodości Mickiewicza, a właściwie o jego fascynacjach płcią piękną. Autor wydobywa na światło dzienne wiele mało znanych lub wręcz zapomnianych wspomnień oraz informacji ludzi, którzy Mickiewicza znali. Dowiadujemy się w kim i kiedy przyszły wieszcz się kochał. Rymkiewicz na tej podstawie analizuje osobiste wątki we wczesnej poezji Mickiewicza. Snuje też własne interpretacji wpływu przeżyć poety na jego twórczość.
Czytając „Żmut” przypomniałem sobie wykłady docenta Rabowicza z Gdańska na temat oświecenia. Wykładowca językiem barwnym i kwiecistym potrafił opowiadać jak odkrywał rozmaite „smaczki” literackie z interesującej go epoki. A najbardziej fascynował go Trembecki. Z kolei Rymkiewicz w swoim literaturoznawczym eseju wyraźnie fascynuje się szczegółami biografii Adama Mickiewicza. Trzeba przyznać, że czyni to w sposób ciekawy i nawet zajmujący. Pod warunkiem, że czytelnik tę fascynację biograficzną będzie podzielał.
Dzień jest upalny i Mickiewicz poszedł z garnuszkiem – niech będzie, że glinianym – po wodę do źródła. Karolina wstała z darni i opierając stopę na kamieniu, poprawia właśnie podwiązkę. Widać tylko tyle: omszały kamień, biały pantofelek, noga w białej pończosze i dłoń, która przesuwa pąsową życzkę tuż ponad kolanem.
Zacytowałem jeden z ostatnich fragmentów narracji Rymkiewicza o Mickiewiczu. Życzka jest kolejnym słowem używanym na Litwie. To tasiemka lub wstążka zwykle koloru czerwonego. Panny często używały jej jako podwiązki. Sami przyznacie, że opis jest barwny, sugestywny i prawie przekonujący. Rymkiewicz pisać potrafił. Jednak metodologia mnie nie przekonuje. Być może nie mam racji, lecz moim zdaniem to dzieło raczej dla ludzi lubujących się w szczegółach biograficznych sławnych osób.